piątek, 19 kwietnia 2013

Feralny dzień

To było jedno z najbardziej drastycznych wydarzeń w nowożytnych dziejach Polski, równe temu, co zaszło pierwszego września 1939 roku. Polityczne położenie kraju po wojnie nie pozwoliło nadać tym dwóm dniom jednakowo dramatycznej oceny. W polityce, a zatem również w kształtowanej przez propagandę świadomości społecznej – pierwszy dzień września pozostawał dniem grozy, siedemnasty był już tylko jednym z dni II Wojny Światowej, różnie przez historyków i propagandystów naświetlanym i ocenianym. A przecież i jeden i drugi – to dni agresji ościennych mocarstw wobec nieokrzepłej i o ileż słabszej Polski.
 
Nie piszę jednak kroniki dziejów, jedynie na marginesie wydarzeń notuję epizody, w których uczestniczyli bliscy mi ludzie, a czasem także ja sam.
 
Ojciec mój, który w chwili wybuchu wojny liczył sobie 40 lat, został zmobilizowany i uczestniczył w kampanii wrześniowej. Po przejściu granicy z Węgrami, znalazł się w obozie internowanych w Dregelypalank, potem na Bliskim Wschodzie, w Tobruku, we Włoszech między innymi pod Monte Cassino, by wreszcie przez Wielką Brytanię wrócić do kraju.
 
Zanim jednakże jego jednostka i on w jej szeregach przekroczyła węgierską granicę, Ojciec otrzymał rozkaz udania się do Włodzimierza Wołyńskiego. Czyli – prosto w łapy nadchodzących oddziałów sowieckich.

 

Dokument ten, zachowany zresztą w oryginale, można by uznać za mało ważną, bo osobistą pamiątkę z wojny, gdyby nie... data, którą mimowolnie upamiętnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz