piątek, 30 maja 2014

Piękne geny, piękne dzieci

Nie potrafię wskazać w historii mojej rodziny wielkiego artysty czy wybitnego człowieka kultury. Wywodzimy się ze środowisk raczej niebogatych, trochę wiejskich, trochę miejskich – ot: młynarz, stolarz, drobny urzędnik... Zresztą historia ta niedaleko sięga; przede mną nie było w poprzednich dziesięcioleciach nikogo, kto opisywałby albo przynajmniej odnotowywał istnienie moich przodków. Moja wiedza ogranicza się więc do pokolenia dziadków, do połowy XIX stulecia: na przykład rodzice mojej matki urodzili się oboje w 1863 roku. W tej sytuacji za siewcę pięknych, dobrych genów, a więc na przykład zdolności artystycznych, uznać należy dziadka Andrzeja Soleckiego, choć oczywiście wiele innych osób wniosło tu swój wkład.


Dziadek Andrzej trwał w rodzinnej tradycji jako „artysta pracujący w drewnie”... Mówiąc wprost: był tokarzem, toczył na swej precyzyjnej tokareczce cudeńka, urocze choć niewielkie przedmioty, cechujące się precyzją, delikatnym pięknem, wyszukanym kształtem. Nieważne więc jak Go zwać, ważne, że miał umysł i duszę artysty; bo i wiedzę musiał mieć niemałą, i rzemiosło artystyczne opanowane bez reszty. Chętnie rzeźbił świątki, pięknie je malując. Według rodzinnej legendy, kiedy wyrzeźbił np. Chrystusika Frasobliwego, stawiał rzeźbę na stole, wychylał kielicha, i mówił:


O, Panie mój,

jam sługa Twój,

Tyś mnie stworzył,

jam Cię zrobił,

a teraz Cię sprzedać muszę...


Drugą wojnę światową i warszawskie powstanie przetrwało bardzo niewiele wytworów talentu dziadka Andrzeja. W posiadaniu mojej rodziny pozostał jeden, o żadnych innych mi nie wiadomo. Pozwalam go sobie zademonstrować, abyśmy wszyscy wiedzieli, o czym mówimy.


Niewielkie, owalne (bo przecież nie kuliste) puzderko, wykonane z drewna zwanego po dziś czeczotą brzozową, charakteryzującego się pięknymi słojami, nadającymi mu chyba najwięcej uroku, może służyć jako schowek na małe lecz wartościowe przedmioty, na niektóre kosmetyki czy lekarstwa; cieszy i oko, i dotyk, zdobi zakątek wnętrza, w którym się znajduje. Ot, puzderko...





Oprócz zamiłowań i uzdolnień artystycznych, dziadek Andrzej cechował się fenomenalną pamięcią. Był namiętnym czytelnikiem „Trylogii” Sienkiewicza i potrafił z pamięci recytować całe rozdziały jak aktor czy lektor, modulując głos, podkreślając znaczenie wypowiadanych słów, stwarzając niepowtarzalny nastrój. Że przedtem także wychylał co niewielkiego - i cóż w tym złego...


Pierwszym spadkobiercą Jego artystycznych talentów okazał się być mój starszy o dwa lata brat – Sławek (Przemysław). Pięknie malował, rzeźbił kozikiem, budował statki żaglowe z łupinek włoskich orzechów... Od 1943 roku był studentem działającej w konspiracji Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Znany grafik i typograf (autor polskiej Antykwy) Adam Jerzy Półtawski wróżył Mu już wtedy wielką przyszłość. Niestety, los zdecydował inaczej. Sławek poszedł do powstania, zginął we wrześniu 1944 roku na ulicy Wspólnej, w szeregach Batalionu „Parasol”. Pozostały po Nim trzy śliczne obrazki z lat chłopięcych (jeszcze przed-akademickich) i głębokie rany w sercach Mamy, Ojca, moim...








Geny niosące artystyczne zdolności, stosunkowo szybko znalazły zastosowanie w duszy i sercu mojej najstarszej córki (z pierwszego małżeństwa) – Kasi, noszącej obecnie piękne nazwisko: Pełka. Ukończyła Ona te samą Akademię, co i poległy stryj, prowadząc przez całe życie do dziś, wraz z mężem Robertem Pełką (z wykształcenia filozofem...), działalność w zakresie kultury, sztuki, artystycznego rzemiosła. Kasia jest matką dwóch moich dorosłych wnuków: Roberta i Karolka. Anglista Robert pięknie gra na gitarze i prowadzi zespół muzyczny na warszawskiej Pradze, która stała się dość niespodziewanie centrum współczesnej muzyki. A więc – po dwojgu malarzach muzyk. Z kolei Karol, o ile wiem, swoje zainteresowania koncentruje na uprawianiu wyszukanego sportu, w czym osiąga ponoć znakomite wyniki.


Moja młodsza córka Ola (Aleksandra), magister psychologii po warszawskim Uniwersytecie, prowadzi działalność w zakresie tej tak pomocnej ludziom dyscypliny, koncentrując się na psychice dzieci i rozwijaniu zdobytej wiedzy. Jej małe córeczki: dziesięcioletnia Aniela i pięcioletnia Zosia są zbyt malutkie, by wypowiadać się o ich zdolnościach. Mogę natomiast stwierdzić, że Aniela wykazuje nieprzeciętne uzdolnienia w zakresie matematyki (co prawdopodobnie dziedziczy po ojcu – Dariuszu Jagle, nauczycielu i informatyku), zaś obie panienki demonstrują niewątpliwe zdolności i zamiłowanie do rysunku i innych form plastyki.


Najmłodszy zaś syn Sławek, który imię Przemysław dostał po niezapomnianym stryju, od najmłodszych lat interesował się rycerstwem (i czynnie uczestniczył w uprawianiu tego pięknego hobby). Poświecił temu wiele lat, zjeździł kawał świata, poczynając od Grunwaldu, studiował z pasją kulturę Średniowiecza i zdobył w tych zakresach sporą wiedzę.


No i co, dziadku Andrzeju, nie piękne to dzieci?