czwartek, 4 lipca 2013

Nikotyna i skarpetki

Miałem wtedy dokładnie 50 lat. Paliłem lat 35, czyli od piętnastego roku życia. Kiedy zacząłem ulegać zgubnemu nałogowi, pracowałem w niemieckiej (austriackiej...) firmie Julius Meinl i dostałem pierwszy w życiu „deputat”, w skład którego wchodziła paczka (austriackich...) papierosów Memphis. Sztachnęliśmy się z kolesiem pod również pierwszą w życiu setkę wódki w knajpie na ul. Opaczewskiej. Papierosy były rzeczywiście „prima sort”, ale wszystko razem było trochę za mocne jak na nasze młodzieńcze, wycieńczone okupacją organizmy. Tylko że jak się z papierosikami zacznie, to trudno skończyć. Żeby było jeszcze trudniej, niemal całe dorosłe życie żyłem z pisania. A tu bez dymku ani rusz... Okazuje się jednak, że grunt, to mieć silny, autentyczny, a nie wmówiony sobie, motyw.
 
Pewien mój znajomy zauważył, że nad kostkami, trochę powyżej skarpetek, pojawiły się na jego łydkach liczne krosteczki. Zaindagowany lekarz stwierdził bez żadnych wątpliwości, że to dowód niedokrwienia kończyn dolnych, który zazwyczaj jest też dowodem na rozpoczynającą się „chorobę Buergera”. A przyczyna? Papieroski, które powodują zwężanie i „zatykanie się” naczyń krwionośnych. Znajomy papierosy natychmiast rzucił, ja popatrzyłem na swoje chude łydki nad skarpetkami i... zobaczyłem krosteczki. A, że w rodzinie miałem kogoś, komu amputowali w wyniku Buergera obie nogi, więc postanowiłem rzucić palenie jeszcze szybciej. I tu problem – siadam do klawiatury, a lewa ręka szuka po krawędzi biurka tego, który powinien tam leżeć i dymić. Przytomnieję, uderzam się prawą ręką po lewej, chcę pisać, a tu znów dymka brak. A przecież byłem wtedy korespondentem. Nie będę pisał – odwołają z placówki. O nie!... 

Żeby skutecznie rzucić palenie, trzeba wyzwolić dłonie, jamę ustną i cały organizm od wpływów nikotyny i głupich nawyków. W dłoniach można ugniatać gumowe kulki albo żonglować między palcami ołówkiem. Ustom pomaga fajka bez tytoniu, guma do życia, zjedzenie czegokolwiek (albo wypicie, ha, ha.). Całość organizmu można oszukać na przykład gwałtownie wychodząc z pokoju, myjąc ręce i twarz, albo robiąc cokolwiek bez sensu. Powiedzą: wariat... Nie, on tylko rzuca palenie!

Miesiącami odzwyczajałem swoje wargi i palce od znanych nawyków, pustą fajkę pykałem kilka tygodni, wreszcie, wyjeżdżając na urlop, „zapomniałem” jej zabrać ze sobą. Ale na urlopie nie musiałem pisać. Któregoś dnia pomyślałem: Czego ty się ciągle wygłupiasz? Myślisz, że twój organizm nie wie, iż ze strachu przed Buergerem postanowiłeś rzucić palenie? No i przestałem się oszukiwać. Okazało, się, że inni przy mnie mogą palić, że mogę nawet papierosa trzymać w ustach, a nie muszę go zapalać. 

Tajemnica jest bardzo prosta. Tak zwany „głód nikotynowy”, który jest tak bardzo trudny do zniesienia, tylko początkowo trwa cały czas. Nawet śni się po nocach. W miarę jednak upływu czasu, przerwy są coraz dłuższe, czyli głód pojawia się coraz rzadziej i trwa coraz krócej. Więc jeśli wytrzymasz chwilę, to właśnie za tę chwilę napięcie zmaleje. A krosteczki nad kostkami nie zapowiadały Buergera, tylko były efektem działania pewnego nieudanego proszku do prania. Wyprane w nim skarpetki były winne. Motyw więc był kategoryczny, tyle że nie całkiem uzasadniony. Ale tego przecież mój, opanowany nałogiem, organizm nie wiedział.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz