środa, 31 lipca 2013

Jak długo jeszcze ...

Jak długo jeszcze...


Pokolenie starców. Mój poległy w Powstaniu Brat w przyszłym roku miałby lat 90. Jak zwykła mawiać nasza Mama, która wiadomość o Jego śmierci opłaciła trzema wylewami krwi do mózgu i nieprzytomną troską o mnie - „pozostał wiecznie młody”. Wiceprezes Związku Powstańców Warszawskich – Edmund Baranowski jest starszy ode mnie o rok, a - na przykład - zmarły przed paru laty filozof Leszek Kołakowski był o rok ode mnie młodszy. Wspomnienie o Nim nasuwa mi pytanie – co decyduje o tym, że człowiek nie zatrzymuje się zbyt szybko w rozwoju intelektualnym, ale wyprzedza innych, wybija się na coraz wyższe poziomy myśli, refleksji, wiedzy. Może w Jego przypadku liczyło się to, że urodził się w Radomiu, że był wolny od powstańczej traumy. Dlaczego ja, żołnierz Powstania, ze świadomością przestrzeloną powstańczą tragedią, z przygniatającym poczuciem przegranej, klęski, krzywdy, niespełnienia – musiałem zatrzymać się tak wcześnie, przerwać na wiele lat studia, zatopić się w bieżącym życiu, a On parł myślą do przodu, jak łódź, rozbijająca przeciwne fale, gromadząc przemyślenia, pisząc, ucząc, walcząc o swoje racje...
W kolejną rocznicę Powstania mnożą się refleksje. Dziś mija rocznica sześćdziesiąta dziewiąta. „Okrągła” - siedemdziesiąta – da okazję do szczególnie obfitego wylewu komentarzy, tyle tylko, że gwałtownie się kurczą szeregi uczestników i naocznych świadków.
Poetka Anna Świrszczyńska w chwili sierpniowego wybuchu miała 35 lat, zmarła w wieku lat 75. W powstaniu była sanitariuszką, budowała barykady, zapamiętała. Chciałoby się, żeby każdy, kto przeczyta Jej słowa, usłyszy, co ona słyszała, zobaczy, co ona widziała. I niech powtarza za nią:


Ci co wydali pierwszy rozkaz do walki
niech policzą teraz nasze trupy.


Niech pójdą przez ulice
których nie ma
przez miasto którego nie ma
niech liczą przez tygodnie przez miesiące
niech liczą aż do śmierci
nasze trupy.


Jej słowa są mściwe, złe, pełne potępienia. Nie wspomina o wykonawcach zbrodni, dokonanej na Mieście, sprawcach setek tysięcy śmierci. Jej gniew, żądanie refleksji i przysięgi: „Już nigdy więcej w dziejach narodu...” kierują się do tych, „co wydali pierwszy rozkaz”. Można wyliczyć ich po nazwisku, robią to historycy, ale też - jak czyni to Poetka – potępić. I ostrzec: jeśli z tych czy innych przyczyn ponosisz odpowiedzialność za losy kraju, narodu, nawet jeśli skutki twojej decyzji będą mniej doniosłe, niż „tych co wydali pierwszy rozkaz”, pamiętaj o skutkach... Gazeta, pisząc o rocznicy, daje tytuł: ” Ani żałoba, ani święto”. Ja bym powiedział i żałoba, i święto. Poległych.
Ileż to jeszcze lat przyjdzie mi żyć w roli - naraz – krytycznego świadka, rzeczowego dowodu, nie daj Boże sędziego.
Leszka Kołakowskiego wspomniałem nie bez powodu. Napisał On, a „Znak” wydał (i to dwa razy) książkę pod tytułem „Jeśli Boga nie ma...” Moim zdaniem jest to niedobra książka. Przede wszystkim Autor nie daje podstaw do sformułowania odpowiedzi na pytanie wynikające ze zdania warunkowego, zaczynającego się od „Jeśli...” Jeśli Boga nie ma - to co? To co z tego wynika? To co jest? Nie daje też kategorycznej odpowiedzi, a nawet wręcz nie dopuszcza pytania: czy Bóg jest? Takie ustawienie, a właściwie – zawieszenie - problemu wyklucza możliwość rozumowania, które jest mi najbliższe, a które można by sformułować w następujących niewielu słowach.
Wszystko, co istnieje, istnieje w naszej świadomości, jest odbiciem naszego intelektu, posługującego się zmysłami i tym, co one „postrzegają”, rejestrując jakże liczne informacje: temperaturę, odległość, dotyk, zmiany, jakie przynosi czas i wiele, wiele innych. Same pojęcia czasu, przestrzeni, kosmosu, materii, idei - są już efektem pracy ludzkiego intelektu, są więc względne; pojęcia te ulegają zmianom, bywają odrzucane, tworzone są nowe, odkrywane są te, które dotychczas były nieznane... Jest to więc nasz, ludzki świat. Jeśli nie ma obserwującego człowieka, nie ma i obserwowanego, przeżywanego, współtworzonego świata. Skąd w umyśle ludzkim takie niezwykłe zdolności, nieznane żadnemu ze znanych nam gatunków? A, Bóg raczy wiedzieć!
Niektórzy mówią, że jest to wynik niezwykle długiego rozwoju, poprzedzonego rozwojem gatunków, z których człowiek się wywodzi i ma z nimi wiele cech wspólnych, ponoć reliktów po przodkach. Miała też nastąpić gwałtowna i przemożna ingerencja w rozwój człowieka, wyróżniająca go z reszty świata. Pewien niedawno zmarły polski uczony twierdził, że była to ingerencja z kosmosu, że kosmici przekazali nam – ludziom pewne geny, których nie ma żaden z poprzedzających nas gatunków. Wskazywał nawet miejsce kosmicznej katastrofy na kontynencie afrykańskim, gdzie – jakoby – można znaleźć jakieś szczątki, zawierające te pozaziemskie geny.
„Wiara szuka rozumu”. „Boga nikt nie widział”. „Wierzę, bo jest to absurdem”. Są to wszystko sentencje (a jest takich wiele więcej) z fideistycznego, katolickiego zasobu myśli. Wiara szuka rozumu, żeby potwierdzić swoje „prawdy”, swoje „wierzenia”. Wiara jest łaską, kto jej nie dostąpił, ten nie ma wiary. Samo pojęcie „łaski” zakłada, że Ktoś jej udziela, tylko, że już ktoś inny, w imię Nieznanego, ją objawia. Więc „objawienie” - to dzieło człowieka. Wiara i rozum, to dwa odrębne pojęcia, z dwóch odrębnych porządków. Wiara, nadzieja i miłość. Rozum: religia albo ateizm. Doktryna, zasady, przykazania, reguły - lub ich odrzucenie, czy zmiana. I tak powinno pozostać: rozdzielone, rozłączne, choć wzajem dostępne, ale niezastępowalne dwa porządki: rozumu i emocji, uczuć i doświadczenia, sporu.
Ta pętla myślowa zawisła nad moją głową po klęsce Powstania, śmierci brata, utracie nadziei na zapanowanie porządku, w którym dobro, panuje nad złem, w którym jest Bóg, a ja mógłbym w Niego wierzyć. To już prawie siedem dziesiątków lat. Czy muszę dożyć spełnienia się siódmego?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz