sobota, 4 maja 2013

Niewyśniony sen o spadochronach

7. Pułk Piechoty Armii Krajowej „Garłuch”, w którym służyłem od wiosny 1943 roku, zwierał dopiero szeregi po wielkiej stracie, jaką poniósł w wyniku braku ostrożności swego dowództwa. Odprawa tego grona oficerów odbywała się we Włochach, w domku, gdzie na parterze mieszkał folksdojcz. Było za głośno, dużo za głośno. Na stole leżały plany i mapy okolic portu lotniczego na Okęciu, którego zdobycie było zadaniem „Garłucha” wyznaczonym od samego początku. Wezwana niemiecka policja i Gestapo nie miała trudnego zadania.
 
Dowództwo pułku zostało z czasem odbudowane, zadanie pozostało niezmienione, było zgodne z planami rządu emigracyjnego w Paryżu: powstanie powinno wybuchnąć, kiedy armie aliantów zbliżą się do terenów polskich, zdobycie lotniska na Okęciu miało być kluczem do powstania w Warszawie.
 
Na początku 1944 roku ukończyłem konspiracyjną szkołę podoficerską i, wraz z innymi jej elewami, wszedłem w skład oddziału osłaniającego kolejną odprawę dowództwa pułku, która obywała się tym razem na ul. Twardej, w lokalu pożydowskiej fabryki wyrobów z kartonu, położonej na granicy getta. Wyciągnięto wnioski z tragedii we Włochach. Ustawione zostały trzy szczeble osłony: przed budynkiem, na schodach i na piętrze wewnątrz fabryczki, tuż przy ścianie kantoru, zbudowanej z listew i tektury. Otrzymałem Stena, wyznaczono mi miejsce plecami przy kartonowej ścianie. Wszystkie trzy szczeble osłony otrzymały jednakowy rozkaz: w razie ataku – nikt nie schodzi z posterunku. Uczestnicy odprawy mieli wyznaczoną drogę odwrotu bezpośrednio w ruiny getta.
 
Takie były przyczyny i okoliczności faktu, że jako świeżo mianowany kapral wysłuchałem odprawy tak, jak byłbym członkiem dowództwa pułku, ścianka nie tłumiła wcale głosów.
 
Żyłem potem w przekonaniu, że plan zdobycia lotniska jest aktualny i że to my – żołnierze „Garłucha” poprowadzimy zwycięskich komandosów z brygady spadochronowej w kierunku Śródmieścia. Kiedy 1. sierpnia stawiłem się na podstawie wyjściowej okazało się rychło, że plan pozostał na papierze i od dawna nie ma żadnych warunków jego wykonania. Nie było ani bombardowania, ani desantu, ani bezpośredniego ataku na port lotniczy. Zakończone poważnymi stratami walki odbyły się na okolicznych polach bez styczności z zabudowaniami portu i jego osłony.
 
Wspomnienia i opis zarówno wydarzeń 1. sierpnia 1944 na Okęciu, jak i ich historycznego tła - stały się podstawą do opracowania obszernej publikacji p.t. „Sen o spadochronach”, zamieszczonej w 132 numerze paryskich „Zeszytów Historycznych”. Piszę w nim – nota bene – również o rozmowie, jaką na wieść o wybuchu Powstania w Warszawie Jerzy Giedroyc (wówczas oficer II Korpusu WP) odbył w Rzymie z Naczelnym Wodzem gen. Kazimierzem Sosnkowskim. Zgłaszając swój udział, Giedroyc nakłaniał Generała, by na czele oddziału wojska dokonał desantu do Puszczy Kampinoskiej i stanął na czele Powstania, nawet za cenę śmierci. Generał – jak wiadomo - odmówił.
 
Esej z „Zeszytów Historycznych” zacytował prof. Matthew Schwonek w „The Journal of military history” (USA). Jest to, jak dotychczas, mój największy wkład w światową historię wojskowości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz