Pewien znajomy felczer w czasie
ostatniej wizyty opowiedział mi dwie historyjki: o pewnym
profesorze z Poznania i o cesarzu Maksymilianie. Ów
profesor miał ponoć twierdzić, że przez pierwsze
czterdzieści lat człowiek skupia przede wszystkim na tym,
żeby się dobrze najeść, przez następne czterdzieści,
żeby się skutecznie i bez kłopotu wys... wykasztanić.
Natomiast anegdotka o cesarzu powinna jednak być
poprzedzona choćby najkrótszą informacją o tej ciekawej
postaci, choć z tematem nie ma to żadnego związku.
Cesarz Maksymilian był bratem
najsłynniejszego chyba cesarza owych czasów, Franciszka
Józefa Habsburga, zwanego starym pierdołą, co po
krakowsku znaczy „starym gadułą”. Ponieważ Franz
Joseph rządził strasznie długo, Maksymilian został
cesarzem... Meksyku. Mawiało się wtedy, że nad
posiadłościami Habsburgów słońce nigdy nie zachodzi.
Ponoć za swoje zbyt liberalne rządy Maksymilian został
przez Meksykańczyków aresztowany i... rozstrzelany. Nie
zajmujemy się tutaj jednak losami cesarza, lecz pewnym
jego nawykiem, który też przeszedł do historii, chociaż
w zupełnie innej, niż sprawowanie władzy, dziedzinie.
Otóż cesarz ów miał zwyczaj spożywać każdego wieczoru trzy suszone śliwki, zalewane przedtem wrzątkiem. Zapewniało mu to zdrowie i dobre samopoczucie. Ponieważ żyję już osiem lat ponad drugą czterdziestkę, od czasu owej rozmowy z felczerem spożywam co wieczór cztery (w końcu nie jestem cesarzem...) suszone śliwki.
Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz