Mój najbliższy przodek po mieczu, czyli ojciec mojego
ojca, był stolarzem. Ściślej biorąc, był tokarzem drzewnym, a
poza tym (i takim pozostał w rodzinnej tradycji) – artystą
amatorem, tworzącym w drewnie. Toczył, istotnie, na swej tokarence
piękne puzderka i pojemniczki z czeczotki; niektóre zbliżone
kształtem do cebuli, albo zgoła kuliste, z przykrywkami,
zaopatrzonymi w figlarne uchwyciki. Były to w istocie małe dziełka
sztuki rękodzielniczej, jedno z nich – mimo wojen,
powstania, spalenia kilku rodzinnych mieszkań – ocalało.
W okresach przedświątecznych, dla podniesienia
zarobków, tworzył dziadek przy użyciu innych jeszcze materiałów
i narzędzi świątki - frasobliwe Chrystuski, Madonny nad kołyską,
albo zwyczajne aniołki. W stosownych przypadkach zwykł był
stawiać figurkę na honorowym miejscu i – po wychyleniu kielicha –
wygłaszać taką oto apostrofę:
O Panie mój,
jam sługa Twój!
Tyś mnie stworzył,
jam Cię zrobił,
a teraz Cię sprzedać muszę...
Chętnie znajdował czas na łapanie rybek na wędkę.
Pierwszego jazia w życiu złowiłem, mając sześć lat, pod Jego
opieką, na wiślanej „główce” w Toruniu. Poza tym bardzo
lubił opowiadać dosłownie całymi stronicami, fragmenty
sienkiewiczowskiej Trylogii. Za wierność tekstowi ręczyć nie
mogę, ale wrażenie robiły na mnie te gawędy ogromne.
Bardzo podoba mi się "O mnie". Chociaż sądzę, że może być zmieniane. ;-)
OdpowiedzUsuńSama prawda, jeśli o to Ci chodzi ;)
OdpowiedzUsuń