„Od Tamki stuka obcasem dziewczyna,
Wabi półgłosem, na zarosłe place
Idą i łowi ucho dyżurnego
(On, niewidoczny, milczy w plamie cienia)
Ich słabe śmiechy na pościeli mroku.
Dyżurny nie wie, jak unieść tę litość.
Wspólnej ich doli nie umie wyrazić.
Mała kurewka i robotnik z Tamki.
Przed nimi terror wschodzącego słońca.
I będzie może myśleć później nieraz
Co się z tym dwojgiem w dniach i wiekach stało.
- Dlaczego z Tamki – panie Czesławie,
Mistrzu, Noblisto? Czy tylko dlatego, że był czas, kiedy chadzał
Pan tamtędy? Były kurewki na Tamce, były i na Solcu, na Nowym
Świecie i na Chmielnej. Przez parę okupacyjnych lat pracowałem na
Brackiej, bywałem więc na Chmielnej codziennie. Wśród rzeszy
prostytutek uwijała się tam młodziutka dziewczyna bez nogi,
chodząca o kulach, ale nad wyraz zwinnie obsługująca swoje
starsze koleżanki, a przez nie otaczana troskliwą opieką. Myślę
nieraz: „co się z tą gromadką w dniach i wiekach stało”? -
Nie będę tego wiedział nigdy, jak „ dyżurny” (chyba sam
poeta...) nigdy nie pozna losów „małej kurewki i robotnika z
Tamki, przed którymi – terror wschodzącego słońca" ... Ja
wiem, że naruszam prawa wielkiej poezji, próbując mieszać
sytuacje z poetyckiego tekstu z sytuacjami z życia. Ale – może
jednak usłyszę z przeszłości jakieś inne, jakieś nowe głosy?
Przed laty, w jednej z dziennikarskich podróży
dotarłem nad ranem do Szczecina i wszedłem do pierwszej z brzegu
knajpy, żeby napić się gorącej herbaty. Wokół stolików
siedziała gromada potwornie zmęczonych i skacowanych, a przy tym
wymalowanych i prowokacyjnie wystrojonych młodych kobiet. Między
nimi krążyła staruszka, proponując kupno jakiejś biżuterii,
której garść nosiła w blaszanym pudełku po tytoniu. W pewnej
chwili jedna z nich wstała ze swego miejsca, podeszła do
siedzącej opodal dziewczyny, pogłaskała ją po głowie, i
powiedziała:
- Ach, ty biedna kurwo...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz