Przypomniana na blogu córki anegdota rodzinna wiąże się z
tym, że ojcem mamy mojej mamy, a więc babci Eleonory
Markiewiczowej, był pochodzący z Węgier Jan Brachtel. Kiedy jednak
my, wnukowie, pytaliśmy:
- Babciu, babciu - czy to prawda, że
nasz pradziadek był Węgrem? Odpowiadała oburzona:
- Nieprawda! Był przyzwoity
katolik!
Tak to się babci w głowie ułożyło – katolik to
znaczy Polak, a Węgier – kto go wie... Choć przecież
równocześnie przyjaźń obu narodów powszechnie była znana i
znajdowała wyraz w powiedzonku „Polak, Węgier - dwa bratanki”.
Historia mego pradziadka daje okazję, żeby pokazać zachowane w rodzinnym archiwum „Świadectwo zawartego małżeństwa” między Nim, a Barbarą Kąkolewską, (którą dzięki temu mogę przedstawić, jako moją prababkę). Świadectwo, na którym figurują podpisy Proboszcza Parafii św. Aleksandra i Komisarza „policyi wykonawczej”, wystawione jest w języku polskim, zaś w jego nagłówku widnieje napis „MIASTO STOŁECZNE WARSZAWA”. Ano, pochodzi ono z roku 1862, sprzed Powstania Styczniowego, kiedy Królestwo Kongresowe było wprawdzie tylko częścią carskiej Rosji, ale jednak z pewną dozą autonomii, zaś Warszawa była jego stolicą.
Inaczej już wygląda „metrykalne świadectwo urodzenia” córki moich pradziadków - Marianny Anny Brachtel, wystawione w języku rosyjskim, podpisane jest tylko przez przedstawiciela policji, a w nagłówku posiada jedynie napis: „Gorod Warszawa”. Rok urodzenia mej ciotecznej babci Mani (którą zdążyłem był poznać w jej późnej starości) – to 1870, kiedy Warszawa była już tylko miastem gubernialnym w „Priwislinskim Kraju”. Ot, mała lekcyjka historii, nie tylko rodzinnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz