Od 66 lat pracuję w dziennikarstwie, ostatnio już na
emeryturze. W połowie lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, w
wyniku różnych przemian w konfiguracjach personalnych, zdarzyło mi
się przez kilka lat pracować w instytucjach, zajmujących się
wydawaniem prasy, w tej liczbie „Przekroju”. Stało się to
okazją do licznych wizyt w Krakowie i zadzierzgnięcia odrobinę
więcej, niż tylko zawodowej znajomości z jego naczelnym
redaktorem.
Pod koniec 1964 roku wylądowały w mojej skrzynce
pocztowej życzenia noworoczne od Redakcji, ozdobione dość
zagadkowym rysunkiem. Nie muszę go szczegółowo opisywać, bowiem
dzisiejsza technika pozwala pokazać go każdemu, kto ciekaw. Do
dziś nie wiem – kogo rysunek przedstawia, czasami myślę, że to
może jakaś scenka z Szekspira... Szczytem lapidarności nazwać
można wkład, jaki nadawca wniósł do tego dziełka: przy ustach
kolorowej postaci męskiej na pierwszym planie umieścił t.zw.
„balonik”, a w nim cyfrę nadchodzącego roku, opatrzoną
pogrubionym wykrzyknikiem, co odczytałem jako kapitalny skrót
zawołania „Dosiego Roku!”, zaś przy stopie mężczyzny, jakby
nieco przysłonięte gronostajowym płaszczem, znalazło się
starannie wykaligrafowane nazwisko E i l e.
Oczywiście, redaktor naczelny „Przekroju” Marian Eile nie
usiłuje przedstawić się jako autor rysunku, tym mniej - sugerować,
że to właśnie Jego owa barwna postać przedstawia.
On po prostu w ten oryginalny sposób przesyłał
życzenia na rok 1965...
Po piętnastu latach, a więc w roku 1979 aż dwa razy
gościłem na łamach popularnego tygodnika. W rubryce „Mieszanka
firmowa” ukazała się notka, podpisana literkami (rog), a
zatytułowana: „Po filmowcu – dziennikarz”:
„Redaktor Jerzy Solecki obejmie kierownictwo
Polskiego Instytutu w Wiedniu – po reżyserze Jerzym
Passendorferze, który po 5 latach pobytu na tej placówce
kulturalnej wraca w ostatnich dniach sierpnia do Warszawy. Jerzy
Solecki odnowi zatem swe związki z naddunajską stolicą, w której
przebywał przed laty jako korespondent agencji Interpress.”
W ślad za nią, po paru tygodniach,
Leszek Mazan zamieścił w „Przekroju”naszą rozmowę p.t. „Z
Am Gestade widać Polskę”, w której omówiliśmy plany działania
Instytutu. „Am Gestade” - to nazwa zaułka w śródmieściu
Wiednia, gdzie mieści się ta szacowna instytucja. Z kolei znany
malarz i rysownik – Edward Dwurnik z okazji swojej wystawy w
Instytucie wykonał znakomity rysunek, uwieczniający to miejsce,
które to dziełko pokazuję na zakończenie informacji o Instytucie.
W sumie – niby niedużo, a miło było.
Dodać tylko wypada, że nie wytrwałem na tej placówce, jak mój
poprzednik, pięciu lat. Po wprowadzeniu stanu wojennego w Polsce,
Ambasador Adamkiewicz i jego mocodawcy uznali, że moja „postawa
polityczna”, a zatem i program Instytutu nie odpowiadają
założeniom ówczesnej polityki. Odwołano mnie więc po trzech
latach, kierując do t.zw. „rezerwy kadrowej”, co wskazywało, że
w kraju też nie byłem aktualnym władzom potrzebny...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz