Miałem wtedy dokładnie 50 lat. Paliłem lat 35, czyli
od piętnastego roku życia. Kiedy zacząłem ulegać zgubnemu
nałogowi, pracowałem w niemieckiej (austriackiej...) firmie
Julius Meinl i dostałem pierwszy w życiu „deputat”, w skład
którego wchodziła paczka (austriackich...) papierosów Memphis.
Sztachnęliśmy się z kolesiem pod również pierwszą w życiu
setkę wódki w knajpie na ul. Opaczewskiej. Papierosy były
rzeczywiście „prima sort”, ale wszystko razem było trochę za
mocne jak na nasze młodzieńcze, wycieńczone okupacją organizmy.
Tylko że jak się z papierosikami zacznie, to trudno skończyć.
Żeby było jeszcze trudniej, niemal całe dorosłe życie żyłem
z pisania. A tu bez dymku ani rusz... Okazuje się jednak, że grunt,
to mieć silny, autentyczny, a nie wmówiony sobie, motyw.
Pewien mój znajomy zauważył, że nad kostkami,
trochę powyżej skarpetek, pojawiły się na jego łydkach liczne
krosteczki. Zaindagowany lekarz stwierdził bez żadnych wątpliwości,
że to dowód niedokrwienia kończyn dolnych, który zazwyczaj jest
też dowodem na rozpoczynającą się „chorobę Buergera”. A
przyczyna? Papieroski, które powodują zwężanie i „zatykanie
się” naczyń krwionośnych. Znajomy papierosy natychmiast rzucił,
ja popatrzyłem na swoje chude łydki nad skarpetkami i... zobaczyłem
krosteczki. A, że w rodzinie miałem kogoś, komu amputowali w
wyniku Buergera obie nogi, więc postanowiłem rzucić palenie
jeszcze szybciej. I tu problem – siadam do klawiatury, a lewa ręka
szuka po krawędzi biurka tego, który powinien tam leżeć i dymić.
Przytomnieję, uderzam się prawą ręką po lewej, chcę pisać, a
tu znów dymka brak. A przecież byłem wtedy korespondentem. Nie
będę pisał – odwołają z placówki. O nie!...
Żeby skutecznie rzucić palenie, trzeba wyzwolić
dłonie, jamę ustną i cały organizm od wpływów nikotyny i
głupich nawyków. W dłoniach można ugniatać gumowe kulki albo
żonglować między palcami ołówkiem. Ustom pomaga fajka bez
tytoniu, guma do życia, zjedzenie czegokolwiek (albo wypicie, ha,
ha.). Całość organizmu można oszukać na przykład gwałtownie
wychodząc z pokoju, myjąc ręce i twarz, albo robiąc cokolwiek bez
sensu. Powiedzą: wariat... Nie, on tylko rzuca palenie!
Miesiącami odzwyczajałem swoje wargi i palce od
znanych nawyków, pustą fajkę pykałem kilka tygodni, wreszcie,
wyjeżdżając na urlop, „zapomniałem” jej zabrać ze sobą.
Ale na urlopie nie musiałem pisać. Któregoś dnia pomyślałem:
Czego ty się ciągle wygłupiasz? Myślisz, że twój organizm nie
wie, iż ze strachu przed Buergerem postanowiłeś rzucić palenie?
No i przestałem się oszukiwać. Okazało, się, że inni przy mnie
mogą palić, że mogę nawet papierosa trzymać w ustach, a nie
muszę go zapalać.
Tajemnica jest bardzo prosta. Tak zwany „głód
nikotynowy”, który jest tak bardzo trudny do zniesienia, tylko
początkowo trwa cały czas. Nawet śni się po nocach. W miarę
jednak upływu czasu, przerwy są coraz dłuższe, czyli głód
pojawia się coraz rzadziej i trwa coraz krócej. Więc jeśli
wytrzymasz chwilę, to właśnie za tę chwilę napięcie zmaleje. A
krosteczki nad kostkami nie zapowiadały Buergera, tylko były
efektem działania pewnego nieudanego proszku do prania. Wyprane w nim
skarpetki były winne. Motyw więc był kategoryczny, tyle że nie
całkiem uzasadniony. Ale tego przecież mój, opanowany nałogiem,
organizm nie wiedział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz