7. Pułk Piechoty Armii Krajowej „Garłuch”, w którym
służyłem od wiosny 1943 roku, zwierał dopiero szeregi po
wielkiej stracie, jaką poniósł w wyniku braku ostrożności swego
dowództwa. Odprawa tego grona oficerów odbywała się we Włochach,
w domku, gdzie na parterze mieszkał folksdojcz. Było za głośno,
dużo za głośno. Na stole leżały plany i mapy okolic portu
lotniczego na Okęciu, którego zdobycie było zadaniem „Garłucha”
wyznaczonym od samego początku. Wezwana niemiecka policja i Gestapo
nie miała trudnego zadania.
Dowództwo pułku zostało z czasem odbudowane, zadanie
pozostało niezmienione, było zgodne z planami rządu emigracyjnego
w Paryżu: powstanie powinno wybuchnąć, kiedy armie aliantów
zbliżą się do terenów polskich, zdobycie lotniska na Okęciu
miało być kluczem do powstania w Warszawie.
Na początku 1944 roku ukończyłem konspiracyjną
szkołę podoficerską i, wraz z innymi jej elewami, wszedłem w
skład oddziału osłaniającego kolejną odprawę dowództwa pułku,
która obywała się tym razem na ul. Twardej, w lokalu pożydowskiej
fabryki wyrobów z kartonu, położonej na granicy getta. Wyciągnięto
wnioski z tragedii we Włochach. Ustawione zostały trzy szczeble
osłony: przed budynkiem, na schodach i na piętrze wewnątrz
fabryczki, tuż przy ścianie kantoru, zbudowanej z listew i tektury.
Otrzymałem Stena, wyznaczono mi miejsce plecami przy kartonowej
ścianie. Wszystkie trzy szczeble osłony otrzymały jednakowy
rozkaz: w razie ataku – nikt nie schodzi z posterunku. Uczestnicy
odprawy mieli wyznaczoną drogę odwrotu bezpośrednio w ruiny getta.
Takie były przyczyny i okoliczności faktu, że jako
świeżo mianowany kapral wysłuchałem odprawy tak, jak byłbym
członkiem dowództwa pułku, ścianka nie tłumiła wcale głosów.
Żyłem potem w przekonaniu, że plan zdobycia lotniska
jest aktualny i że to my – żołnierze „Garłucha”
poprowadzimy zwycięskich komandosów z brygady spadochronowej w
kierunku Śródmieścia. Kiedy 1. sierpnia stawiłem się na
podstawie wyjściowej okazało się rychło, że plan pozostał na
papierze i od dawna nie ma żadnych warunków jego wykonania. Nie
było ani bombardowania, ani desantu, ani bezpośredniego ataku na
port lotniczy. Zakończone poważnymi stratami walki odbyły się na
okolicznych polach bez styczności z zabudowaniami portu i jego
osłony.
Wspomnienia i opis zarówno wydarzeń 1. sierpnia 1944
na Okęciu, jak i ich historycznego tła - stały się podstawą do
opracowania obszernej publikacji p.t. „Sen o spadochronach”,
zamieszczonej w 132 numerze paryskich „Zeszytów Historycznych”.
Piszę w nim – nota bene – również o rozmowie, jaką na wieść
o wybuchu Powstania w Warszawie Jerzy Giedroyc (wówczas oficer II
Korpusu WP) odbył w Rzymie z Naczelnym Wodzem gen. Kazimierzem
Sosnkowskim. Zgłaszając swój udział, Giedroyc nakłaniał
Generała, by na czele oddziału wojska dokonał desantu do Puszczy
Kampinoskiej i stanął na czele Powstania, nawet za cenę śmierci.
Generał – jak wiadomo - odmówił.
Esej z „Zeszytów Historycznych” zacytował prof.
Matthew Schwonek w „The Journal of military history”
(USA). Jest to, jak dotychczas, mój największy wkład w światową
historię wojskowości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz